top of page

O życiu bez stałego dochodu. Część pierwsza: Kwestia podejścia


Często pytacie nas jak dajemy radę żyć bez pieniędzy. Tego jeszcze nie wiemy, ale może kiedyś, z daleka od cywilizacji, spróbujemy tego zasmakować. Tymczasem mogę nieco Wam napisać o tym jakie jest życie z niepewnym przepływem pieniędzy, powiedzmy rzędu 200 zł miesięcznie. Otóż na pewno jest bardzo ciekawe i wymaga od nas ogromnej kreatywności, co nam się z perspektywy czasu bardzo podoba. Doświadczenie niskiego stanu konta, odbijania się od zera czy upłynniania środków na bieżąco, pokazało nam, że w tym kraju nie można z tego powodu doświadczyć wielkiego dyskomfortu. Oczywiście jest to kwestia bardzo indywidualna. Nam granicę jego odczuwania znacznie przesunęło poczucie wolności, które wcześniej odbierały nam zobowiązania finansowe. W znoszeniu biwakowych warunków pomocne jest również poczucie sensu takiego działania, pewnego rodzaju misji, oraz świadomość, że jest to dla nas cywilizacyjny reset, wielka nauka uważnego obcowania z naturą i początkowy okres przejściowy, większej, życiowej przygody. Z każdym miesiącem jest coraz lepiej i wygodniej.

Brak obowiązku chodzenia do pracy generuje wystarczającą ilość czasu, aby zaczynając od wiosny, za kilka tysięcy złotych przygotować się do przetrwania zimy w naszym klimacie. Świadomość własnej kreatywności i wiara w siebie zapewnia poczucie, że zawsze znajdziemy jakieś wyjście, jakiś sposób, a to powoduje brak potrzeby płacenia za usługę czy produkt. Poza tym zbudowanie chatki, pieca, szklarni, odmładzanie sadu, ogrodnictwo, wyplatanie z wikliny, zbieranie ziół, chrustu czy rąbanie drewna nie są pracami, które chciałbym komuś odpłatnie zlecić. To fascynujące zajęcia! Chcemy brać czynny udział w tworzeniu tego miejsca, więc "szyjemy je sobie na miarę". Niski budżet sprawia, że używamy tego, co mamy pod ręką i wierzymy, lub po prostu wiemy, że wszystko DA SIĘ jakoś zrobić. Jesteśmy dobrej myśli, dlatego udało nam się zbudować leśną chatkę za zaledwie 2 tys. zł. Oprócz pozytywnego myślenia, warto zaopatrzyć w ogromną ilość cierpliwości. Z tym też nie mamy problemu :) Staramy się cieszyć drogą, a nie celem. Żyć Tu i Teraz. Nie spieszymy się. Cieszymy się tym, co mamy w chwili obecnej i dziękujemy za aktualny stan rzeczy. Aktywnie planujemy rozwój siedliska biorąc pod uwagę, że środki na realizację poszczególnych prac znajdą się w najodpowiedniejszym czasie.

Sytuacja w jaką się mniej lub bardziej świadomie wprowadziliśmy zaskoczyła nas. Z radością i sporą nutą niedowierzania zachwycamy się tym stanem rzeczy, że można mieć tak wiele za tak niewiele. Być może dlatego, że kiedyś mocno wierzyliśmy, że trzeba pracować i zarabiać, aby się utrzymać, żyć. Pracowałem w różnych miejscach i na różnych stanowiskach. Z perspektywy czasu patrzę na swoje zachowanie bezmyślnego konsumenta jak na pewnego rodzaju farsę, która zepsuła mi sporo zdrowia, ale dziękuję za każdy jej dzień, bo wszystkie one doprowadziły mnie do miejsca, w którym życia doświadczam, jak dotąd, najpełniej.

Czasem, kiedy bierzemy życie zbyt poważnie, a zdarza się to bardzo rzadko, lub na bardzo krótko, to pojawia się w nas poczucie zmartwienia. I nie wynika to bynajmniej z powodu braku pieniędzy. Martwią nas absurdy, które czasem napotykamy. Absurdy charakterystyczne dla krajów z wysoko rozwiniętą konsumpcją. Dla nas największym z nich jest wyrzucanie przez sklepy nadających się do jedzenia produktów spożywczych. Problem jest rozwiązaniem, więc ten smutny fakt wykorzystujemy, szczególnie zimą. Ratując jedzenie przed zmarnowaniem, jednocześnie oszczędzamy nasz skromny budżet. Takie działania obecnie są popularne w dużych miastach, ruch ludzi wrażliwych na marnotrawienie jest już całkiem pokaźny. Nazywa się freeganizm.

Zbiory z jednego wyjazdu często trzeba zaprawiać, bo nie jesteśmy tego w stanie tak szybko zjeść.

Czasem trafiają się również nasiona i cebulki kwiatów, mąka, cukier, jaja itd.

Wracając do absurdów, dziwnym jest również sianie i utrzymywanie trawników, czyli "sprzątanie" liści. Kiedy mieszkaliśmy w mieście mieliśmy ogródek działkowy, na który zwoziliśmy ich pełne worki. Służby porządkowe co roku pakują tę drogocenną materię organiczną do worków na śmieci i wywożą na plac na uboczu miasta. Nikt nawet nie kwapi się liści wysypać z worków, a nie wyglądały na biodegradowalne. Oczywiście korzystaliśmy także i z tego smutnego faktu, aby niczym grubą pierzyną przykryć nasze grządki. Trzeba się tylko liczyć z tym, że wraz z liśćmi we workach są też różne śmieci, którymi nie warto zasilać roślin, dlatego warto z grubsza przejrzeć zawartość przy wysypywaniu. O tych i podobnych absurdach będę pisał w kolejnych wpisach.

Artykuł ten jest wprowadzeniem do serii artykułów opisujących owe absurdy, nasze techniki ich wykorzystania oraz inne nasze rozwiązania, dzięki którym bardzo mocno ograniczyliśmy użycie pieniądza. Jest to temat rzeka, ale mam głęboką nadzieję, że opisanie naszych doświadczeń z ostatnich pięciu lat, wielu z Was wykorzysta, aby pomału zacząć uwalniać się od comiesięcznych rachunków i innych zobowiązań finansowych. Małymi krokami możemy deinstalować się z systemu. Albo nawet lepiej! Możemy przeprogramować go, świadomym wydawaniem pieniędzy. Ale żeby nie przytłaczać ilością treści, napiszę o tym w osobnym wpisie.

Wszystkim zainteresowanym uskutecznianiem manewru uniezależniania się od płacenia, polecam opcje subskrypcji po prawej stronie. Poinformujemy wszystkich o nowych wpisach.

Jeśli spodobał się Tobie ten artykuł lub jego treść okazała się pomocna, rozważ proszę wsparcie rozwoju siedliska dzięki czemu zrealizujemy kolejne projekty, a ich opisy z fotorelacjami wylądują na łamach tego bloga. Uruchomiliśmy publiczną zbiórkę pieniędzy pod adresem: https://zrzutka.pl/8tryr6

Zapraszamy do współtworzenia!

Do miłego!

Drodzy Czytelnicy, 
Z powodu słabego łącza Internetowego, bardzo rzadko mamy okazję odpisywać na poniższe komentarze. 
Jeśli zależy Ci na szybszej odpowiedzi napisz maila, zadzwoń lub skontaktuj się z nami
przez naszą stronę na Facebooku.
bottom of page