top of page
  • FAQ? Skąd ten pomysł i co tu znajdę?
    Marcin (luty 2018): Postanowiłem w jednym miejscu zebrać pytania i odpowiedzi, które najczęściej zadajecie. Początkowo na większość pytań planowałem odpowiedzieć w artykułach umieszczonych w działach PROJEKTY oraz PRZEMYŚLENIA, ale niektóre odpowiedzi są tak proste, że idealnym miejscem będzie umieszczenie odpowiedzi właśnie w dziale FAQ. Tak jak powstanie bloga, tak i ten dział jest jednym z nadesłanych przez Was pomysłów. Cały czas jesteśmy otwarci na Wasze rady i idee jego kształtu. To dla Was to wszystko piszemy. Jeśli zachęcimy choć kilka osób do pójścia podobną droga, to i my będziemy mogli w przyszłości się od Was uczyć. W czasach wszechobecnego absurdu, powrót do natury i stosowanie zasad permakultury, by tworzyć trwałe, wydaje się mi najodpowiedniejszym krokiem. Życie to ciągła zmiana. Dlatego przy każdej odpowiedzi umieszczamy datę, która mniej więcej powie, na ile wypowiedź jest aktualna. Staram się nie brać życia na serio. Jesteśmy tu tylko chwilę, więc czemu nie sprawić, by była to dobra zabawa! Blog to tylko taki szkic, z którego możecie czerpać różne pomysły, rozwiązania czy sposób podejścia do wyzwań, które niejeden nazwałby problemami. Ale to też tylko słowa. Pamiętaj, że podczas ich czytania wszystko w Twojej głowie :D Nie rob sobie krzywdy i myśl pozytywnie :) Nie zmarnuj tego czasu, czytaj uważnie i wyciągnij z niego, co najlepsze potrafisz... ...a jeśli nurtują Cię dodatkowe pytania, pisz śmiało na kalpapada@gmail.com w temacie wiadomości wpisując FAQ. Postaramy się w miarę możliwości czasowych odpowiedzieć na te najczęściej zadawane.
  • Czym jest Kalpapāda i w którą stronę zmierza?
    Marcin (luty 2018): To przestrzeń, w której uczę się cieszyć chwilą i spełniam marzenia realizując projekty, które zrodziły się z pasji do permakultury, majsterkowania i życia w spokoju. Wszystko dla wygodniejszej przyszłości i zapewnienia sobie bezpiecznej emerytury w formie ogrodu leśnego i infrastruktury niewymagającej dużych nakładów energii z zewnątrz, czyli spoza siedliska. Kalpapāda jest nie tylko przestrzenią fizyczną, którą chciałbym zaprojektować zgodnie z zasadami permakultury, tworząc holistycznie energooszczędne siedlisko, maksymalnie samowystarczalne, przyjazne działaniom, które się tutaj będą odbywać oraz nie-działaniu, którego z biegiem lat z pewnością będzie coraz więcej. Kalpapāda to też przestrzeń w internecie w postaci bloga, strony na facebook czy kanału na youtube, dzięki którym dzielimy się historią ewolucji siedliska oraz zapraszamy do współdziałania ludzi zainteresowanych alternatywnymi sposobami na życie w tych szalonych czasach. Pomimo ogromnej pasji do permakultury wiem, że nie ma nic trwałego (permanentnego). Oczywiście możesz podejrzeć nasz Plan Działania na 2018 rok, ale to tylko szkic najbliższej przyszłości. Wszystko się zmienia i to jaką formę przybierze Kalpapāda jest wielką niewiadomą. Marzeniem długofalowym jest propagowanie permakultury poprzez stworzenie siedliska pokazowego, w którym będzie można podejrzeć kompleksowo zaprojektowane systemy, gromadzące, konwertujące i magazynujące energię w najróżniejszej formie.
  • Co motywuje Was do takiego działania?
    Marcin (luty 2018): Wydaje mi się, że mnie, własny, czysty egoizm. Ze względu na przewlekłą chorobę jelita straciłem wiarę w "normalną" emeryturę. Wierzę, że realizacja permakulturowego projektu siedliska zapewni mi to, co do przeżycia w tej szerokości geograficznej niezbędne. Walipini, spirala ziołowa, staw i ogród leśny, zapewnią zdrowe pożywienie. Żywy płot i las, opał i materiały budowlane. Zdrowie psychiczne zapewni brak szefa, hierarchii i znajomość technik przetrwania w naturze, a fizyczną formę - ruch na świeżym powietrzu w czystej okolicy. Różnorodność zapewni stabilność całego zaprojektowanego systemu. Decydując się na życie w ten sposób, nie muszę czekać do 65 roku życia i liczyć, że Państwowa Instytucja zapewni mi godną emeryturę. Zresztą, już teraz wszystko stanęło na głowie i nawet milioner nie jest w stanie wyjść z domu do sklepu i kupić produkty spożywcze jakością dorównujące owocom świeżo zerwanym z niepryskanego krzewu czy drzewa we własnym ogrodzie. Nawet najdroższe samochody nie są już tak trwałe jak te produkowane masowo w latach 70'tych. Od kiedy pamiętam lubiłem filmy katastroficzne. W pewnym sensie jestem preppersem chcącym wydłużyć życie ludzkości na tej planecie. Nie myślę o własnym przetrwaniu w sytuacji kryzysowej. Raczej motywuje mnie chęć zainspirowania ludzi z kasą, do tworzenia siedlisk, które pozwolą przetrwać pojawiające się coraz częściej anomalie pogodowe czy niestabilną sytuację polityczno-gospodarczą. Po prostu czuję, że warto już w tej chwili pomyśleć nad nową formą wtapiania siedlisk ludzkich w środowisko naturalne. Jeśli mała część ludzkości pójdzie podobną drogą, to za kilkaset lat, nawet jeśli 99% populacji zniknie z powodu naszej globalnej nieodpowiedzialności, zostawimy po sobie samoodtwarzające się ogrody leśne i samoogrzewające się, trwałe budynki. To zapewni pożywienie i schronienie dla tego 1%, który przetrwa. Co oni z tym zrobią ich sprawa, ja się chce po prostu dobrze tutaj bawić i żyć pełną piersią, bo życia krótkie jest i nietrwałe. Wprowadzając się tutaj nie spodobały nam się liczne wysypiska śmieci przy opuszczonych gospodarstwach. Odnosząc to do większej skali, chcę się dobrze tutaj bawić, ale dla następnych pokoleń pozostawić fajne miejsce do życia, a nie jedno wielkie wysypisko. Dużo motywacji płynie też z młodości spędzonej w buntowniczej subkulturze punk. Kapele, śpiewające o beznadziei i o braku przyszłości uświadomiły mi, jak fatalnie jako ludzkość "pościeliliśmy sobie łóżko". Jeśli nadal będziemy się tak zuchwale zachowywać, nie tylko nie będziemy się mogli na nim wyspać, ale nie da się na nim w ogóle żyć! Na szczęście treści kapel punkowych trawione latami przez mój optymistyczny umysł, spowodowały, że kiedy trafiłem na permakulturę, znalazłem w niej kolejną miłość mojego życia. Wierzę, że odpowiednio zastosowane zasady permakultury mogą przyczynić się do rozwiązania wielu globalnych problemów, z jakimi się obecnie, jako ludzkość zmagamy. A najlepsze jest to, że nie potrzebujemy wiele, by dokonać tej globalnej zmiany. Wystarczy zacząć od siebie :D Poza tym wszystkim motywację do dalszego rozwijania Kalpapādy czerpię z wyjazdów do miast, przypadkowego usłyszenia wiadomości czy plotkujących ludzi i obserwacji w tym wszystkim wszechobecnych absurdów. Zmiana jest nieunikniona... jeśli my się w pełni świadomie nie zmienimy, to ona "zdarzy" się nam. Tylko uwaga: to "zdarzenie" może nie być przyjemne. Jesteśmy na kolizyjnym, to będzie zderzenie. Już dziś zadbajmy o jego amortyzację i zwolnijmy tempo!
  • Jak dajecie sobie radę zimą?
    Marcin (luty 2018): W skrócie powiem, że dla mnie to zdecydowanie najcięższy okres roku. Brak komfortowych warunków trzeci rok z rzędu mi mocno daje się we znaki, bo ze względu na chorobę muszę częściej brać prysznic i robić pranie, a tutaj jest to zdecydowanie bardziej skomplikowane niż w standardowej łazience w mieście. Jednak z roku na rok jest wyraźnie lepiej. Już wiem, że zapewnienie przeżycia zimy w lesie, wymaga nakładu sporej ilości energii. Trzeba zbudować odpowiednio zaizolowane schronienie z dobrym piecem, zgromadzić suchy opał, zapewnić sobie niezamarzniętą wodę i pożywienie, a także odpowiednie ubranie. Nam udało się to wszystko w miarę ogarnąć. Po latach stwierdzam, że był to niezły hardcore, ale dobrze się bawiliśmy. Daliśmy radę bo byliśmy zdeterminowani, wiedzieliśmy czego chcemy, a pozytywne nastawianie pomaga znosić trudy i niewygody. Dzięki surowym warunkom w jakich przyszło nam żyć, zdałem sobie sprawę, jak energożernym gatunkiem jesteśmy. Normalnie żyjąc w bloku nie zdawałem sobie sprawy ile energii idzie na jego ogrzewanie, dostarczenie i ogrzanie wody, wyprodukowanie i dostarczenie z elektrowni prądu itd. Teraz, kiedy Kalpapāda zapada w zimowy sen, wymykam się do miasta, by usiąść spokojnie przy komputerze i bez pośpiechu porzeźbić treści bloga i uporządkować zdjęcia z całego roku. Doceniam każdą kroplę ciepłej i pitnej wody z kranu i każdą kWh prądu. Nam jeszcze daleko do takiej swobody. Póki co dalej żyjemy w trybie "przetrwanie", ale przez następne lata mamy zamiar przechodzić sukcesywnie w tryb "rozwój". Jest luty 2018 roku, to już trzecia nasza zima tutaj. Z roku na rok jest coraz lepiej. Bywają lepsze i gorsze dni, ale teraz jest mi tutaj wyjątkowo dobrze. Kiedy pogoda uniemożliwia pracę na zewnątrz, jest czas na projektowanie, optymalizację przestrzeni oraz na planowanie kolejnych działań. Fajnie jest budować wszystko od podstaw. Kiedy poświęcamy tworzeniu tego miejsca uwagę, ono ewoluuje, rozrasta się i komplikuje. Dopasowujemy je do siebie i do funkcji jaką ma pełnić w przyszłości. Każda zmiana prowadzi do większego komfortu i sprawia, że codzienność jest mniej energochłonna. Czas zimy to czas głębokiej ciszy. Zasypane śniegiem ubocze przysiółka to minimalna ilość bodźców. Nie tak często jak latem śpiewają ptaki, czasem słychać piły tnące drzewa gdzieś w oddali. Taki czas ciszy obfituje w głębsze przemyślenia. Dochodzę do wniosku, że cza spędzony tu uruchomił naturalny proces zapuszczania korzeni. Staram się jednak nie przywiązywać do tego kawałka ziemi, ale dbać o niego i opiekować się nim jak najlepiej. Jednym słowem jest DOBRZE, ale czuję to pewnie dlatego, że dałem sobie odpocząć od tej zimowej rutyny wyjeżdżając w rodzinne strony. Zbieram siły na kolejny sezon :)
  • Jak ogrzewacie Chatkę Leśną?
    Marcin (luty 2018): W 2016 roku zbudowałem w chatce akumulacyjny piec rakietowy z beczek i kilku starych rur ze złomu, 100 litrów keramzytu, kilkunastu cegieł szamotowych i sporej ilości cegieł czerwonych porozbiórkowych. W 2017 musiałem go przerobić, bo zaprojektowałem zbyt długą ławę grzewczą. Teraz zamiast niej mamy grzewczą ściankę działową pod antresolą i piec działa bardzo dobrze. Zgromadziliśmy wystarczającą ilość suchego drzewa, więc trzeba je tylko spalić, by utrzymywać temperaturę w chatce na komfortowym poziomie. Przy niewielkich mrozach palenie w piecu zajmuje ok. 7h/dobę, przy czym dokładanie trwa chwilę i odbywa się średnio co 30 minut. Fakt, wymaga sporej uwagi i słuchania szumu pieca. W tym roku opał przygotowaliśmy wcześniej, jest ułożony na zewnątrz i pozostaje jego wnoszenie i układanie przy piecu, no i wynoszenie popiołu: około 10L wiaderko raz na 10-14 dni. Piec jest jeszcze nieoglinowany, więc szybko nagrzewa i wysusza powietrze w chatce. Pod koniec palenia mamy tu 30 st.C, a ścianka grzewcza ma ok 23 i do rana jej temperatura spada do ok 18 st.C. Ściany z kostek słomy bardzo dobrze trzymają ciepło, ale brak izolowanego dachu, a szczególnie izolowanego klepiska sprawia, że temperatura rano przy podłodze spada do około 10st.C. Wtedy rozpalanie w piecu orzeźwia i szybko potrafi obudzić. Nie mogę napisać, że jest całkowicie komfortowo, ale chatka daje ciepłe i suche schronienie. Styczeń był suchy i wietrzny, więc pozwolił pozbierać sporo chrustu.
  • Jak zimą sprawdza się toaleta kompostująca?
    Marcin (luty 2018): Toaleta kompostowa oparta na systemie wiader działa całorocznie. Jednak zima komplikuje nieco ich opróżnianie na pryzmę kompostową. Obserwuję pogodę i przed większymi mrozami opróżniam wiadra na pryzmę. Jej rozmiar nie maleje, bo niska temperatura otoczenia spowalnia zachodzące w niej procesy rozkładu. Jeśli pozwolę, by zawartość wiader zamarzła, sprawa opróżniania jest utrudniona. Po pierwsze: Nie separujemy uryny, więc rozszerzająca się ciecz może uszkodzić wiadra. Aby zminimalizować to ryzyko, do zasypywania toalety używamy suchych wiórów drzewnych oraz sypiemy ich więcej niż zwykle. Po drugie:Można uszkodzić wiadra opukując, by "kostka" odkleiła się od ścian i wypadła na pryzmę. Dlatego warto zostawiać wiaderka na pełnym słońcu i pozwolić by pomimo mrozu, po słonecznym dniu zawartość lekko odmarzła. Po trzecie: Kostki nie układają się tak dobrze na pryzmie jak luźna materia. Na szczęście tej zimy nie muszę się martwić, bo dzięki ograniczeniu pryzmy paletami, mam pewność, że opróżniane w jej środek kostki lodu, nie stoczą się z pryzmy. Łatwiej je też przykrywać słomą.
  • Jak zimą z dojazdem do Kalpapādy?
    Marcin (luty 2018): Dojazd jest jeszcze OK. Możemy zawsze objechać przysiółek dookoła i zjechać z górki. Wtedy grawitacja pomaga ześlizgnąć się po glinie jak po maśle i wjechać na teren siedliska. Wyzwanie pojawia się kiedy chcemy z działki wyjechać. Po pierwsze trzeba uruchomić autko po dłuższym postoju, a kiedy już odpali, mamy dwie opcje. Pierwszą, używaną częściej, jest wjazd pod górę. Możliwy tylko kiedy jest sucho i mroźnie, wtedy autko trzyma się zamarzniętej gliny. Trzeba się jednak nieźle rozpędzić, by nasz czerwony Żuczek wdrapał się na szczyt, byle do żwirowej drogi. Drugą opcją jest zjazd dołem. W tym roku jednak nie zjechałem tędy ani razu, bo Gmina, chcąc poprawić jakość drogi, jesienią usypała kilka górek gruzu, po których przejedzie tylko ciągnik. Teraz są zamarznięte. Przy odwilży trzeba by było je rozgarnąć i poukładać trochę, by nic nie tłukło o podwozie. W poprzednich latach czekałem aż glina zamarznie, ewentualnie łopatą wyrównywałem największe koleiny i spuszczałem z nich wodę tnąc w ziemi odpływowe kanały. Wówczas nastawiałem na stacji pogodowej alarm na -4st.C i kiedy zadzwonił odpalałem autko i zjeżdżałem bez obaw, że ugrzęznę w błocie. Jak więc widać takie wolne życie wymaga sporej dyspozycyjności. W permakulturze bardzo liczy się tak zwany "timing". Trzeba być na miejscu i wyhaczyć odpowiedni moment na wyjechanie autem. Kiedy to już się uda, parkuję przy drodze na górce, by w razie problemów z odpalaniem, poprosić grawitację o pomoc. Czasem, gdy wiemy, że niebawem będziemy znowu się gdzieś wybierać autem, nawet na działkę nie wjeżdżamy. Wtedy wszystko co z miasta przywieźliśmy trzeba zanieść na działkę na plecach lub na taczce, a w czasie śnieżnej zimy na sankach :) Takie uroki życia w tym trochę zapomnianym, słabo skomunikowanym, za to słabo uczęszczanym, cichym i spokojnym miejscu, gdzie zapach spalin czuć tylko gdy używam piły spalinowej :)
  • Nie macie studni. Skąd zimą bierzecie wodę?
    Marcin (luty 2018): No tak, woda to podstawa, a my od trzech lat nie możemy jakoś ogarnąć tematu własnej studni. To chyba nasza największa porażka, ale nie poddajemy się. Okazuje się, że i bez własnej studni przeżycie jest możliwe. Kolejne "DA SIĘ" do kolekcji. Woda pitna tej śnieżnej i mroźnej zimy to dla nas często roztopiony śnieg. Nie filtrujemy go, tylko gotujemy. Wierzymy, że żyjemy w rejonie czystym, gdzie nie ma przemysłu, a zabudowa jest luźna. Nad nami nie ma gospodarstw, w których ktoś mógłby palić śmieci, więc szkodliwe związki wraz ze śniegiem nie spadają. Pól powyżej też już od lat nikt nie pryskał. Właściwie wszystko pomału zamienia się w las. Wierzymy więc, że śnieg jest czysty, tym bardziej przy takich sporych opadach. Rzadko wyjeżdżamy do miasta, ale jak już się do tego zbierzemy to wracając jedziemy przez pobliską Sietesz, gdzie znajduje się źródełko świętego Antoniego. Napełniamy tam kilka kanistrów, które starczają nam na kilka tygodni. Kiedy nie ma ani śniegu, ani deszczu, ani wody ze źródełka, podkładam kanister pod przepust pod drogą, z którego powoli kapie woda, może i powierzchniowa, ale czysta i smaczna. Pita nawet bez gotowania, jeszcze nigdy nam nie zaszkodziła. Z tej opcji wody pitnej korzystamy rzadko, częściej używamy jej jako wody użytkowej, bo zbieranie i roztapianie śniegu to też operacja angażująca przestrzeń w naszej małej chatce. Na wiosnę pod ten przepust podpinam się wężem ogrodowym i tankuję 2000 litrów do wyczyszczonych zbiorników IBC. Latem, kiedy już z przepustu woda nie kapie, do nich zbieram wodę deszczową z dachu stajni. Ostatecznie ratujemy się kupując wodę w sklepie, w butelkach PET. Woda użytkowa jakiej używamy do higieny, mycia naczyń i prania, to woda, która powstaje z roztapiania śniegu zalegającego na dachu. Kieruję ją z rynny przez filtr do wanny. Film obrazuje technikę spuszczania wody do kanistra, w przypadku częściowego zamarznięcia powierzchni. Czasem do wanny zbieram czysty świeży śnieg. Rarytas! Nie każdy może sobie pozwolić na kąpiel w wodzie strukturyzowanej :) Do następnej zimy postaram się ogarnąć większą, najlepiej żeliwną wannę, zabudować ją na piecu rakietowym i zaizolować gliną lekką. Wtedy oprócz magazynowania wody/lodu będzie służyła jako Hot Tube :) Łączymy funkcje! Jak każdy zbiornik na wodę, wannę trzeba okresowo czyścić. Kiedy we wannie zaczyna brakować wody/lodu, a prognozy zapowiadają opady deszczu lub odwilż, przychodzi czas na jej mycie, by przygotować się na nową, czystą partię życiodajnego płynu :D Wskazówka: Dobrze się myje śniegiem :) Z opcji awaryjnych mamy jeszcze 60 metrów strumyka przepływającego przez teren siedliska w jego dolnej części. Nigdy nie zamarzł, ale jest on odległy od 200 metrów od chatki. Niestety woda w nim nie nadaje się do picia ze względu na ogrom śmieci porzuconych na terenach do niego przyległych. Poza tym noszenie wody pod górę, przy różnicy poziomów sięgającej około 20 metrów w pionie, to spory wydatek energetyczny.
  • Nie macie piwniczki. Jak przechowujecie żywność w okresie zimowym?
    Marcin (luty 2018): Pierwszej jesieni zakupione od rolnika warzywa korzeniowe zakopaliśmy w piasku, który obłożony był kostkami słomy po bokach. Zima nie była sroga, więc warzywa można było wybierać stopniowo aż do maja. W tym roku nie zastosowaliśmy tej metody. Ja kupuję warzywa suszone, które nie zamarzną i można dłużej przechowywać. Poza tym warzywa przywiezione z miasta trzymamy w stajni w lodówce, styropianowym pudle lub w drewnianej skrzyni. Te trzy opcje są wystarczające w czasie, kiedy nocą temperatura spada do -4st.C, a w dzień jest kilka stopni na plusie. Warzywa nie marzną i długo utrzymują świeżość ze względu na temperaturę bliską 0st.C. Kiedy zamarzną, nadają się jeszcze do jedzenia, ale częściej gotujemy je psu albo robimy z nich soki. Mamy ręczną wyciskarkę :) Aby nie wpuszczać mroźnego powietrza do lodówki wybieramy z niej większe partie warzyw i owoców, dopiero gdy temperatura w stajni jest powyżej zera. W chatce przechowujemy je w metalowej skrzyni, którą kupiliśmy na złomie i odrestaurowaliśmy. To świetne zabezpieczenie przed gryzoniami. Dobrze gdyby skrzynia miała wywiercone w bokach otwory i założoną siatkę metalową dla lepszej cyrkulacji powietrza. Powinna też stać na ziemi, gdzie temperatura jest najniższa. Planuję wykonać klepisko w taki sposób, aby chłodne powietrze z zewnątrz, doprowadzane do chatki rurą (tzw. czerpnią) zanim trafi w okolice wlotu pieca, przechodziło wpierw przez wnękę w podłodze, która będzie taką naszą małą spiżarką. To powinno załatwić sprawę. Jeśli w tym roku nie uda nam się wykonać jakiejś małej piwniczki, wysuszymy tyle zbiorów ile się da. Drugą opcją jest zakopcowanie warzyw w piasku. Tym razem, aby zabezpieczyć zawartość kopca przed gryzoniami, skręcę z pięciu tylnych krat od lodówek (ze złomu), taką skrzynię, którą zasypiemy piaskiem i obłożymy słomą i liśćmi. Wewnątrz tej skrzyni wsypując piasek porozkładamy warzywa. Górę zabezpieczymy piątą kratą, otwieraną na zawiasach i jakoś zaizolowaną, może słomą, może płytą styropianową. Przechowywanie suchego jedzenia jak ryż, kasze, mąki, strączkowe, makarony, zioła, grzyby itp., nie jest ani trochę problematyczne. Trzymamy owe produkty w stajni, w szczelnie zamykanych wiaderkach. Trzeba uważać, by nie rozsypać najmniejszej ilości, bo zwabić to może gryzonie, dla których przegryzienie plastiku nie stanowi problemu. Ja w plastikowych, szczelnie zamykanych pojemnikach przechowuję też ubrania. Nie pleśnieją, a gryzonie nie robią sobie w nich gniazdek, jak to miało miejsce pierwszej zimy.
  • Co oznacza Kalpapāda?
    Marcin (czerwiec 2018): Kalpapāda ( कल्पवृक्ष ), tak jak kalpawryksza, kalpataru czy kalpadruma w tradycji indyjskiej oznacza mityczne drzewo spełniające życzenia. W literaturze sanskryckiej można przeczytać historię o Kalpataru, drzewie, do którego wystarczy wysłać myśl, by to, o czym marzysz, pojawiło się przed Tobą. Doświadczam tego, więc wysyłam dobre myśli, dzięki czemu świadomie kreuję pozytywne zdarzenia. Tak powstaje mój świat, który doceniam i w którym bardzo dobrze się czuję.

Zapraszamy do kontaktu:

Email: kalpapada@gmail.com

Tel. 881 584 319

bottom of page