top of page

Ogrodowo


Wiosna rozgościła się u nas na całego. Przez to długie ubiegłoroczne budowanie nie zdążyliśmy nawet porządnie za nią zatęsknić, a tu znów się pojawiła i to w równie okazałej asyście, co zwykle. Najpierw zwiastowało ją słońce, coraz wyżej unoszące się nad horyzontem, później nieśmiało wyłoniły się z ziemi pierwsze roślinki. Następnie niespodziewanie przyszło kilka ciepłych dni, a potem... straciliśmy rachubę. Nagle znów okazało się, że mieszkamy w lesie, a zieleń wręcz wprasza się do domu. Nie opieraliśmy się wcale tej niespodziewanej wizycie, a wręcz przeciwnie. Postanowiliśmy jeszcze pomnożyć to zielone towarzystwo. I tak zabraliśmy się za nasz pierwszy na tak dużą skalę ogródek.

Cel: jak najwięcej zdrowego jedzonka przy jak najmniejszym nakładzie pracy.

Przynajmniej w pierwszym roku zadanie to nie jest najłatwiejsze. Nasze doświadczenia są bowiem niewielkie, a działka w całości porośnięta jest tym wszystkim, co często zwie się chwastami i traktuje jako wroga numer jeden wszelkich zaplanowanych upraw. Zgodnie jednak z zasadą, że wroga zobaczysz tam, gdzie chcesz go ujrzeć, u nas wrogów brak, a najwięcej jest tego, co pysznie da się zjeść, czyli pokrzywy, jasnoty i podagrycznika. Mniam! Korzystamy z tych roślinek ile tylko możemy, a miejsca, które chcemy przeznaczyć na jednoroczne i wieloletnie ogrodowe rarytasy przygotowujemy permakulturowo.

Stosujemy kilka metod, a na ich wypróbowanie wybraliśmy kilka miejsc na naszej działce. Jak na wygodnickich przystało większość upraw znajduje się blisko chatki, żebyśmy nie zdążyli zgłodnieć przed dotarciem do naszego ogrodowego marketu. Królują tam przede wszystkim podniesione grządki, które mogliście zobaczyć w naszych poprzednich aktualnościach. Praca przy nich była wyjątkowo permakulturowa, a mówiąc dokładniej była po prostu "przy okazji". Ścięte gałęzie jabłoni, pozostałe po odmładzaniu drzew, ułożyliśmy na spodzie. Na to wrzuciliśmy sporą warstwę materii organicznej, głównie zgrabionych liści, a na sam wierzch przyszła żyzna warstwa ziemi zdobyta podczas robienia dróżek i wyrównywania kilku miejsc na działce, której żal by było nie wykorzystać. Dwie takie grządki zrobiliśmy już w ubiegłym roku.

Ale to jeszcze nie wszystko. Powolutku rzeźbimy nasze siedlisko wykorzystując kilka permakulturowych trików. Jednym z nich jest swale czyli niecka rozprowadzająca wodę po konturze. Marcin jest największym fanem tego rozwiązania, jakiego znam, dlatego jak tylko słońce mocniej przyświeciło, chwycił za łopatę i rozpoczął tworzenie takich właśnie niecek na naszej działce. Przy okazji powstało też mini oczko wodne i kolejne grządki. Codzienne bieganie z konewką jest chyba zupełnie nie dla nas, dlatego odpowiednie zarządzanie wodą to wyjątkowo ważna sprawa w naszym ogrodzie.

Aby podagrycznik dał szansę innym naszym roślinom postanowiliśmy trochę przyhamować jego wzrost rozkładając na ziemi i niektórych grządkach warstwę szarych kartonów. Póki co metoda ta sprawdza się znakomicie. Szczególny nacisk kładziemy jednak na ściółkowanie. Cały nasz ogród pokrywa słoma, spod której na razie tylko gdzieniegdzie wyglądają znajome roślinki. Ślimakom chyba trudno jest brodzić w słomie, by znaleźć kilka młodych listków, bo jakoś na razie udaje się większości przetrwać. Młode roślinki natomiast mają dzięki ściółce wystarczająco wilgotno i rosną bez podlewania, zadowalając się w zupełności deszczem.

Co do ślimaków - kilka ich już spotkaliśmy, ale na szczęście nie mają takiego apetytu jak w ubiegłym roku i nie widać ich również w tak wielkiej ilości. Może to nasi sprzymierzeńcy wyjedli już trochę ślimaczych jaj. Dla zwinek, padalców i żab przygotowaliśmy bowiem kilka luksusowych pensjonatów. I zobaczcie jak się pięknie zadomowiły.

Przygotowane miejsce to jednak nie wszystko. Trzeba było jeszcze to jakoś rozplanować. Tym już zajęła się moja głowa. Pewnie błędów popełniłam przy tym co niemiara, ale i nauki będzie z tego eksperymentu równie dużo. Nasz ogród opiera się na mieszankach warzyw, ziół i kwiatów, które przygotowałam według zasad uprawy współrzędnej. Ponieważ dużą część naszego ogrodu zajmują podwyższone grządki, ułożenie wszystkiego wymagało trochę kombinowania, bo nie każda roślina w pierwszych latach na takiej grządce dobrze urośnie.

A skoro już jesteśmy przy temacie eksperymentów to jeszcze jeden eksperyment w tym roku rozpoczęłam. Odkrywam sekrety biodynamicznej uprawy. Skrzętnie zapisuję terminy wysiewów, wysadzania i wszelkich innych ogrodniczych zabiegów, by sprawdzić jaki wpływ na nasze rośliny mają fazy Księżyca i jego wędrówka przez poszczególne znaki. Mam nadzieję, że uda mi się pod koniec sezonu wyciągnąć jakieś ciekawe wnioski, o których będę Wam mogła nieco opowiedzieć.

Ponieważ pogoda nie jest jeszcze idealna dla wszystkich roślin, część z nich mieszka z nami w chatce (duża część, właściwie to mamy podwójne parapety i już nie ma

gdzie wcisnąć kolejnych doniczek), a reszta w inspekcie, skonstruowanym przez Marcina z kostek słomy, plandek i okien. Inspekt nie jest wprawdzie ogrzewany, ale Pomysłowy Dobromir włożył do środka czarny zbiornik z wodą, który nagrzewa się w dzień, a w nocy oddaje ciepło. Nawet kiedy przyszły przymrozki, w inspekcie udało się utrzymać dodatnią temperaturę.

Rosną nam już rzodkiewki, roszponka i rukola. Wzeszły kapusty, szpinak oraz czosnek. Pojawiły się też pierwsze zioła, bób rozłożył swoje wielkie listki i widać marchewki. Podwójne parapety uginają się pod pojemnikami z pomidorami i paprykami. Jakoś nie mogłam się oprzeć i zamówiłam w tym roku sporo odmian o różnej wielkości i w wielu kolorach. Wiele z nich już wzeszło, co szczególnie cieszy moje oczy. Nie mogę się doczekać, co powiedzą na nie nasze kubki smakowe.

Wiele roślin już wysialiśmy i teraz bacznie obserwujemy grządki. Nie wszystkie warzywa są nam znane w tak wczesnej fazie rozwoju, dlatego przyglądamy się wszystkiemu, co kiełkuje i uczymy się rozpoznawać to, czego jeszcze nie znamy.

W wolnych chwilach sadzimy porzeczki, które właściwie spadły nam z nieba - czerwone, już posadzone, zostały nam podarowane, a z czarnymi wciąż nie uporaliśmy się do końca - ktoś z okolicy wyrzucił przy drodze kilkadziesiąt krzaków. Udało nam się zrobić porządek z naszymi malinami usuwając stare pędy, odkryliśmy na naszej działce kilka krzaków agrestu, truskawki i poziomki rosną w oczach. Te ostatnie nawet już kwitną. Dostaliśmy też trochę topinamburu, a kwiaty na jabłoniach już zwiastują obfite jabłkobranie.

Wszystko więc wskazuje na to, że własnego jedzenia będzie w tym roku trochę więcej niż w poprzednim.

Drodzy Czytelnicy, 
Z powodu słabego łącza Internetowego, bardzo rzadko mamy okazję odpisywać na poniższe komentarze. 
Jeśli zależy Ci na szybszej odpowiedzi napisz maila, zadzwoń lub skontaktuj się z nami
przez naszą stronę na Facebooku.

Zapisz się na NEWSLETTER

wpisz poniżej swój adres email, a nowe wpisy na pewno Cię nie ominą:

Email

  • Facebook Basic Square
Odwiedź nas także na
Facebooku i youtube:
Ostatnie posty
bottom of page