top of page

EKO-EGOIZM czyli o zasadzkach ucieczki przed śmietniskiem cywilizacji


Niedługo minie rok, odkąd wyprowadziliśmy się z miasta, by zamieszkać bliżej natury, w niewielkim przysiółku podkarpackiej wsi. Szukaliśmy działki ponad dwa lata i pewnie szukalibyśmy o wiele dłużej, gdyby nie to, że kolejne zdarzenia wskazywały na to, że nie ma już czasu na przedłużanie i że jeśli będziemy chcieli nadal zwlekać, uszczupli to nasz budżet na tyle, by musieć znów odłożyć to marzenie w czasie i rozpocząć tradycyjne zarabianie pieniędzy, od czego bardzo chcieliśmy uciec.

W ten właśnie sposób wylądowaliśmy w końcu tu, gdzie jesteśmy. Miejsce od razu nas zauroczyło. Wprawdzie nie jest to typowe odludzie, o którym przynajmniej ja latami marzyłam. Sąsiadów mamy dość blisko, choć niewielu i nie wszyscy mieszkają tu na stałe. Mimo to, duża działka, gęsto zarośnięta roślinnością, sad wręcz pachnący jabłkami oraz piękno okolicznego krajobrazu zachwyciły nas na tyle, by zdecydować się w końcu na kupno.

Ludzka percepcja ma jednak to do siebie, że lubi się zmieniać w zależności od sytuacji, czasu i wielu innych czynników, w tym nastroju. Nasza trochę jakby się pogłębiła dzięki przebywaniu tu na stałe. I tak okazało się, że wcale nie mieszkamy w miejscu, które kiedyś uznałabym za idealne.

Zima ma bowiem niezwykłą właściwość ukazywania nam prawd ukrytych. A prócz zimowych przemyśleń, do których skłaniają długie wieczory, pomagające nam często dotrzeć w głąb siebie i odkryć tam to, czego dotąd nie udało nam się dostrzec, mowa tu przede wszystkim o zupełnie przyziemnym, fizycznym odkrywaniu. O ile wiosenne i letnie miesiące obfitowały w bujną roślinność, która niejednokrotnie tworzyła ścieżki nie do przejścia, zielone parawany, za którymi można było bezpiecznie się ukryć, o tyle jesień i zima odkryły przed nami smutną prawdę – wokół nas jest wiele opuszczonych gospodarstw, większość już nawet bez domów, za to niemalże każde ze swoim własnym, przydomowym mini (a czasem i maxi) wysypiskiem śmieci. A to jeszcze nie wszystko! Już wcześniej zdążyliśmy zauważyć, że przynajmniej niektórzy okoliczni mieszkańcy są tradycyjnymi rolnikami. To niejednokrotnie cudowni ludzie, niezwykle pomocni i weseli, jednak głęboko przekonani, że jak nie popryskasz, to nie wyrośnie. Niektórzy stosują metody, w które wręcz ciężko uwierzyć, by wymienić tu choćby palenie opon wokół własnego pola z ziemniakami! Tak, tak moi drodzy, to dzieje się naprawdę i to ponoć jeden z najlepszych sposobów na odstraszenie dzików! I co tu dużo mówić, znalazłoby się jeszcze trochę ciekawostek do wymienienia w tej kwestii.

A więc stało się. Żałujemy!? Ja owszem, trochę jakby żałuję – swego przez kilka lat pielęgnowanego eko-egoizmu. Ta sytuacja nakłoniła mnie bowiem do pewnych przemyśleń. I pomogła spojrzeć na sprawę z nieco innej perspektywy.

Temat może trochę przewrotny (a i słowo pewnie zbyt mocne), bo czy można zarzucać sobie, że pragnie się żyć zdrowo, oddychać czystym powietrzem, z dala od tych, którzy przyczyniają się, świadomie lub nie, do niszczenia środowiska naturalnego? Lepiej oczywiście niczego sobie nie zarzucać i starać się po prostu żyć jak najlepiej potrafimy. Ja jednak zaczynam zastanawiać się nad tym czy nie ma niekiedy w naszej postawie właśnie szczypty niezdrowego egoizmu.

Tłumaczymy oczywiście, że ta potrzeba poszukiwania działki idealnej wynika z troski o dobro własne i naszych dzieci. Chcemy żyć w miejscu czystym i bezpiecznym, być jak najdalej tych, których decyzje nie sprzyjają życiu i zdrowiu. Ale czy ta postawa nie bywa trochę zgubna skoro nie uwzględnia dobra wspólnego? Skoro nie bierze pod uwagę, że jesteśmy wszyscy całością, jednym wielkim organizmem? I że po prostu nie da się przed wszystkim uciec.

Śmiem twierdzić, że podobnym eko-egoizmem może być także kategoryczne odrzucanie wszelkich nienaturalnych materiałów z recyclingu, nawet jeśli cel ich użycia jest szczytny. Czy takie "wypinanie się" na to, co robią inni, a raczej na to, co my sami zrobiliśmy do tej pory (bo chyba każdy z nas, nawet wyjątkowo zaangażowany ekolog, może poszczycić się już niemałym śladem na tej planecie) jest właściwe? Czy pomaga wprowadzać pozytywne zmiany? Czy nie powinniśmy wziąć na siebie choć części przewinień tego świata, zamiast zwyczajnie odwracać głowę i udawać, że śmieci znikną same, jeśli tylko każdy świadomy ekologicznie człowiek wyprowadzi się do dziczy?

O ile jednak współczesne pokolenie może sobie jeszcze pozwolić na niebranie odpowiedzialności za tzw. "nie swoje błędy", o tyle nasze wnuki i prawnuki będą już musiały ją na siebie wziąć. Tylko od nas zależy czy zaczniemy już dziś pomagać im w tej niełatwej misji.

Godne uwagi jest w tym miejscu podejście twórcy permakultury, Billa Mollisona, który wielokrotnie zachęcał do osiedlania się w warunkach trudnych, w takich, w których ziemia wymaga regeneracji, w których okoliczni mieszkańcy potrzebują pomocy kogoś, kto pokaże im, że z Naturą da się współpracować. I rzeczywiście – czy więcej pożytku zarówno dla nas, jak i dla innych, nie przyniesie tworzenie raju na ziemi w miejscu, które nim nie jest? Czy na prawdziwy podziw nie zasługuje raczej postawa kogoś, kto kupuje działkę, przez wiele lat opryskiwaną i nawożoną chemicznie, tylko po to, by przywrócić jej naturalną żyzność?

Całe szczęście, bolącej kończyny raczej nie ucinamy, a staramy się poświęcić jej więcej czasu, otoczyć szczególną troską. Drodzy działacze ekologiczni i miłośnicy przyrody, nie odwracajmy się zupełnie od miast, nie patrzmy na wysypiska śmieci jedynie z pustym obrzydzeniem, a na błędy innych z niekonstruktywnym poczuciem wyższości. Gdzieś tam, pod warstwą asfaltu i ton plastikowych opakowań znajduje się przecież ciało naszej Matki, które właśnie dzięki Twojej i mojej trosce ma szansę znów tętnić pełnią życia.

Wciąż jeszcze zbyt często zdarza mi się popadać w zgubny dialog, którego przykładem może być zdanie: "Gdyby tylko przez te lata nie tworzono tu wysypiska śmieci, byłby tu raj na ziemi." A potem spaceruję po okolicy, biorę głęboki oddech, zatapiam się w ciszy przerywanej szumem drzew i świergotem ptaków, zamykam oczy i już wiem, że ten raj jest dokładnie tutaj. Wokół mnie i we mnie.

Powyższy artykuł dedykuję wszystkim działaczom i miłośnikom natury, którzy zechcieli pozostać w miastach, którzy troszczą się o swój metr kwadratowy miejskiego ogródka, którzy z miłością pielęgnują swoje balkonowe rośliny, oraz wszystkim, którzy w niesprzyjających warunkach głoszą swą postawą ideę zdrowego, ekologicznego życia w poszanowaniu i w głębokim kontakcie z Naturą. Dziękuję, że jesteście! Dzięki Wam ten świat wydaje się jeszcze piękniejszy :)

Drodzy Czytelnicy, 
Z powodu słabego łącza Internetowego, bardzo rzadko mamy okazję odpisywać na poniższe komentarze. 
Jeśli zależy Ci na szybszej odpowiedzi napisz maila, zadzwoń lub skontaktuj się z nami
przez naszą stronę na Facebooku.
bottom of page