Dwa pierwsze tygodnie w chatce za nami
Przetrwaliśmy dwudziestostopniowe mrozy nie bez przygód. Do niedawna korzystaliśmy z wygodnego ogrzewania gazem małej kubatury przyczepy kempingowej. Wygodniej było też wykańczać leśną chatkę, kiedy się w niej nie mieszkało. Naprawdę ciekawie zrobiło się, kiedy trzy dni przed Nowym Rokiem zabrakło gazu, a zapasowa butla okazała się mieć uszkodzony zawór. W rezultacie przenosiliśmy się do chatki w kilkunastostopniowym mrozie. Na szczęście dzień wcześniej zmontowałem konstrukcję antresoli, na której mogliśmy rozłożyć materace. Wyczułem też, że przyda się więcej opału i w piękny słoneczny dzień, w krótkim rękawku, przygotowałem spory zapas drewna, a Samuela zakopcowała nasze skromne zapasy korzeniowych warzyw w piasku.
Pierwsze dni w chatce zeszły nam na znoszeniu tu rzeczy, które zamarzłyby w nieogrzewanej przyczepie i stajni, w której temperatura spadła do -10°C. Tymczasowe blaty szybko podwiesiłem do sufitu, ponieważ łatwiej nam będzie wykończyć klepisko. Trochę zajęło też organizowanie oświetlenia. Póki co prowizorka działa i z dnia na dzień czujemy się tu coraz wygodniej.
Nie udało mi się jednak ukończyć budowy pieca rakietowego. Pozostaje jeszcze tylko przyłączyć czterometrowy kanał, który poprowadzi ciepłe spaliny przez ulepiony z gliny podest pod antresolą. Ma on za zadanie zmagazynować ciepło ze spalin. Oprócz tego pozostaje jeszcze wymurowanie drugiej wyczystki i podłączenie do komina. To będzie wielka chwila. Czekam tylko na odwilż, aby można było ukopać nieco gliny i piasku, potrzebnych do tej roboty. Teraz wszystko zamarzło. Zamarzła nawet ropa w układzie paliwowym naszej C15’ki. Tankowaliśmy ostatnio w październiku ropę letnią, więc autko mamy unieruchomione. Czekamy aż odmarznie. Może wtedy odpali i będziemy mogli zjechać do tartaku po deski na blaty i półki.
Temperatury nas nie rozpieszczają. Ciągłe przebywanie w chatce oznacza ciągłe palenie w piecyku. Kiedy kończyliśmy palić po północy, z powodu braku dużej części podłogi i ocieplenia dachu, chatka do rana wychładzała się do tego stopnia, że stojące na ziemi bańki z wodą i nawet woda w wannie całkowicie zamarzały. Teraz, kiedy nie dopuszczamy już do takich spadków temperatury i nauczyliśmy się nieco lepiej palić w tym małym piecyku, temperatury są dużo bardziej znośne. Nie możemy się doczekać, kiedy w końcu odpalimy piec rakietowy i dokończymy klepisko.
Zimowe wieczory spędzamy więc przy książkach. Zaczęliśmy też oglądać 70 godzinny kurs permakultury prowadzony przez Billa Mollisona i Geoffa Lawtona. Chcemy się dobrze przyłożyć do choć częściowego zaprojektowania tego kawałka ziemi do wiosny.
Podsumowując, to był najbardziej szalony rok w życiu. Rok wielkich zmian. Potężna dawka praktycznej nauki. Rok budownictwa naturalnego. Następny, mam nadzieję, będzie bardzo spokojnym rokiem permakultury, choć w planach, oprócz ogrodu, mamy fascynujące projekty, które będziemy opisywać zapraszając do wzięcia udziału w ich realizacji. Uczmy się razem, tworząc to miejsce!
Trzymajcie więc kciuki, aby zima była łagodna i łaskawa dla nas, jak cały 2015 rok. Będziemy mieli więcej czasu na wymarzenie i merytoryczne przygotowanie się do kolejnego roku wspaniałej przygody, jaką jest życie.
Do miłego!
Comments