top of page

O życiu bez stałego dochodu. Część druga: Skąd bierzemy


Niniejszy artykuł zdradzi trochę więcej technicznych informacji skąd bierzemy pieniądze i rzeczy potrzebne do życia i rozwoju siedliska. Możecie dzielić się z nami, waszymi, od płacenia, unikami. Może najciekawsze opublikujemy w jednym artykule w tej serii.

A ja zacznę od kwestii najważniejszych, czyli wody i pożywienia. Pitną nadal donosimy do chatki dzięki uprzejmości sąsiada. Deszczówkę zbieramy do dwóch IBC i stosujemy pod prysznicem i do mycia naczyń. Jedzenie można uprawiać prawie wszędzie. Trzeba się tylko dowiedzieć, jak stworzyć roślinom odpowiednie warunki do życia. My rozpoczęliśmy naszą przygodę od podłużnej doniczki z ziołami, na parapecie kuchennego okna w mieszkaniu. W miarę jedzenia apetyt rósł i parapet szybko się zapełnił. Doszły cebule na szczypiorek, później pomidory. Dzięki sukcesom odniesionym na kuchennym parapecie, zapragnęliśmy podnieść poprzeczkę, jedzonkiem zazieleniając balkon. Nie pracowałem, więc miałem czas na robienie tego, co lubię, czyli majsterkowanie. Z 200 litrowej plastikowej beczki zrobiłem tzw. tower garden. Uprawa wertykalna to dobry pomysł na maksymalne wykorzystanie przestrzeni. Nasza mega-multi-doniczka miała wbudowaną wewnątrz mini-farmę dżdżownic kalifornijskich, które bardzo szybko przerabiały nasze odpadki kuchenne na super kompost, z którego korzystały wszystkie rośliny. Odpadki wrzucaliśmy do trzech zainstalowanych wewnątrz podziurawionych rur PCV.

Lubimy się rozwijać, więc wkrótce zakupiliśmy ogródek działkowy ROD. Na powierzchni 300 m2 już można poszaleć. Zabawy z większym kompostem, ściółkowanie liśćmi, grządki hugelkulturowe i po prostu obcowanie z warzywami i ziołami dużo nam dało. Przede wszystkim pewności siebie oraz doświadczenia, że współpraca z naturą oddaje z nawiązką.

Po kilku latach zwiększania poprzeczki znacznie mniej wydajemy pieniędzy na produkty spożywcze. W tym roku to już trzecia wiosna w Kalpapādzie. Tutaj z rozmachem możemy tworzyć podniesione grządki wypełnione materią organiczną, której tutaj pod dostatkiem. Ogródek rośnie w oczach.

FREEGANIZM poznałem w praktyce dopiero w 2014 roku, kiedy to wrzuciłem w nawyk chodzenie za lokalny mały market, by zbierać wyrzucane za sklepem wiaderka, wielodoniczki oraz hermetycznie zamykane pojemniki po sałatkach, rybach itp. paskudztwie. Te ostatnie są świetne w zabezpieczaniu elektroniki i różnych drobnych gratów przed wilgocią na warsztacie. Pewnego dnia natknąłem się na wystawioną przy śmietniku skrzynkę z cebulami, całkiem dobrymi. Kiedy zacząłem je pakować do torby, wystający z kontenera starszy pan zapytał, czy nie chcę bananów. To był idealny moment, bo byłem akurat na diecie bogatej w te owoce. Skorzystałem bez wahania. Dzień odrzucenia kolejnego tabu był pierwszym, w którym wesoły przytargałem do domu torby pełne darmowych bananów, na których zjedzenie nie muszę czekać tygodniami.

Od wtedy systematycznie odwiedzamy kontener zanim wchodzimy do sklepu. Nie ma co przepłacać kupując niedojrzałe owoce czy warzywa, kiedy za sklepem czekają ich dojrzałe i soczyste odpowiedniki. Produkty zdobywane przez nas w ten sposób, to głównie warzywa i owoce, ale czasami znajdujemy również mąki, cukier, jaja czy nasiona i cebulki kwiatów. O ruchu freegan powstało już sporo ciekawych artykułów. To bardziej filozofia niż sposób na niewydawanie kasy. My też czujemy bardziej, że robimy to, bo nie godzimy się na wyrzucanie dobrego jedzenia. Praktykowanie freeganizmu traktujemy raczej jako rozwiązanie tymczasowe. W trosce o zdrowie chcemy spożywać produkty wartościowe, z własnego ogródka, a nie uprawiane na drugim końcu świata metodami przemysłowymi.

Powtórzę sformułowanie, że mocno ograniczyliśmy użycie pieniądza. Nie żyjemy więc zupełnie bez kasy. Miesięcznie na dwie osoby wydajemy kilkaset złotych. Czasem jest to 200zł, a czasem 500zł. Jest wiosna. Więc do wydatków związanych z utrzymaniem auta, którym wyjeżdżamy do miasta średnio raz na miesiąc, dochodzą zakupy produktów spożywczych. Nie mamy piwnicy, więc zaopatrujemy się jeszcze w produkty, których nie możemy dłużej przechować. W tym roku chcemy wykonać małą piwniczkę lub kopiec, aby zabezpieczyć nasze zbiory. A tymczasem wegetacja ruszyła i nasze wolne od oprysków i dalekie od szos wzgórze zazieleniło się. Grządki obsiane, a na parapetach wielodoniczki z siewkami. Odejdą nam wydatki związane z zakupem żywności, bo częściowo przechodzimy na dietę obfitą w dzikie rośliny jadalne. Sok klonowy spuszczaliśmy już od początku marca. Potem przyszedł czas na oskołę.

Podsumowując, doświadczenie, które zdobywamy w dziedzinie naturalnego ogrodnictwa i dzikiej kuchni, gwarantuje znaczne zmniejszanie wydatków na pożywienie. Oczywiście można pójść na całość, albo na skróty, nie jeść, odżywiać się praną :)

Zapewnienie ciepła, jest drugim podstawowym warunkiem przetrwania w tej, niesprzyjającej obecności człowieka, szerokości geograficznej. Po pierwszej zimie, zdaliśmy sobie sprawę, ile energii pochłania całoroczne przebywanie w tym klimacie. Poczynając od budownictwa i ogrzewania, poprzez zaprawianie i przechowywanie żywności przez zimę, aż do odpowiedniego obuwia i ubioru. Domy i piece umiejscowione i zaprojektowane w nieprzemyślany sposób, pociągają za sobą bardzo duże koszty. Jestem optymistą, ale kiedy jadę pociągiem, czasem smucę się na widok czarnego czy zielonego dymu z komina, lub domu obsadzonego od południa gęstą ścianą zimozielonych drzew. Mało kto wykorzystuje moc grzewczą i piękno ogrodu zimowego, jakie daje przegroda przeszklona przyklejona do południowej elewacji budynku. Kiedy mieszkaliśmy w mieście, w bloku, nie mieliśmy opcji redukcji opłaty za ogrzewanie. Za to w Kalpapādzie postanowiliśmy je wyzerować na starcie. Wybudowaliśmy chatkę z kostek słomy, które bardzo dobrze izolują termicznie. Chatka jest zorientowana w stronę południową ścianą, która ma największą powierzchnię przeszkloną, aby wpuścić do wnętrza możliwie dużo rozgrzewających i oświetlających wnętrze promieni słonecznych. Do dogrzewania chatki zbudowałem bardzo wydajny akumulacyjny piec rakietowy, który spala niewiele opału, aby ogrzać tą niewielką powierzchnię. Teren Kalpapādy jest mocno zadrzewiony i zakrzaczony. Zbieramy chrust, odmładzam sad i opału jest wokół dużo. Problemem na początku było jego suszenie, ale wystarczyło najpierw spalić suche gałęzie i chrust, aby podsuszyć mokre drewno. W przyszłości chciałbym cały teren ogrodzić żywym płotem, którego przycinka dostarczać będzie wystarczająco gałęzi, na potrzeby siedliska. Pisząc przycinka mam na myśli uprawę odroślową gatunków drzew dobrze znoszących mocne cięcie tj. wierzby, grabów itp. Całe żywe ogrodzenie podzielimy na fragmenty (np. 7), które będziemy przycinać na określonej wysokości co siedem lat. Tak pozyskany opał zabiera najmniej energii, bo nie musimy drewna rąbać tylko wiążemy sznurkiem we wiązki. Jeśli pożyczymy na ten czas od sąsiada kozę, obierze nam je z liści i da super mleko.

Na koniec dodam tylko, że na świecie realizowane są już budynki wymagające dostarczenia bardzo niewielkiej ilości energii do dogrzewania. Mam na myśli STES, wofati czy walipini.

Tyle w temacie wykorzystania tego co za darmo pod ręką. Elementy oraz narzędzia, których używamy do taniego tworzenia przestrzeni siedliska najczęściej znajdujemy na złomie, śmietnikach, z ogłoszeń typu oddam siano, obornik, biurko, dachówkę itp. na okolicznych słupach oraz na portalu z ogłoszeniami www.olx.pl. W internecie mamy jeszcze tę przewagę, że możemy wyszukiwać potrzebne nam rzeczy zaznaczając opcję za darmo. Kiedy wybieramy się do miasta, zaglądamy co jest aktualnie „do wzięcia”, a co się nam może przydać. Dzwonimy, umawiamy się na odbiór i jesteśmy bogatsi o czyn podarowania pewnej, już niechcianej rzeczy, kolejnego życia. Świetną opcją tego portalu są subskrypcje, które jeśli dobrze skonfigurowane nie przytłoczą nas, a obdarzą niezbędnymi rzeczami za półdarmo. Przykładem jest materac, który niedawno odebraliśmy z Łańcuta. Maila z ofertą otrzymałem po roku od ustawienia subskrypcji, w której wyszczególniłem wymiary materaca, cenę (za darmo) i oczywiście zasięg do kilkunastu km. Więc tak jak pisałem w pierwszej części: Cierpliwość się opłaca.

Serwisu www.olx.pl używam również do ogłaszania chęci sprzedaży niepotrzebnych już rzeczy. Wystawianie ogłoszeń jest darmowe. W ten sposób udaje się mi zdobyć czasem parę złotych. Może i Ty znajdziesz coś dla siebie tutaj.

Genialną miejscówką do pozyskania darmowych rzeczy, często dobrej jakości, jest objazd w dniu zbioru "śmieci" gabarytów przed lub wraz z ekipą z Gospodarki Komunalnej. Wtedy rzeczy jak meble czy dywany, nie są rozmoczone przez deszcz i uszkodzone od załadunku i rozładunku. My wybraliśmy opcję odwiedzenia siedziby Gospodarki Komunalnej w powiecie. Miejsca, gdzie zwożą te wszystkie klamoty :) Po przedstawieniu się i krótkiej rozmowie z dyrektorem zakładu dostaliśmy zgodę na przeglądnięcie i zabranie wyrzuconych rzeczy.

Sklepy z odzieżą używaną oraz targi staroci i wyprzedaże książek odwiedzamy zawsze, kiedy tylko mamy okazję. W lumpexach można dostać czasem świetne rzeczy, za bardzo niskie pieniądze. I tak kalosze pilarskie warte kilkaset złotych kupiłem za 35zł. To jednak jeden z większych wydatków. Preferujemy ostatnie dni wyprzedaży, gdzie rzeczy są za 1 zł lub 2 zł/szt. Dzięki współczesnemu nadmiarowi, jeszcze zanim wyjechaliśmy na wieś byliśmy za małe pieniądze zaopatrzeni w kilka par kaloszy, spodnie i pałatki przeciwdeszczowe, ciepłe zimowe oraz funkcjonalne robocze ubrania. Czego tylko dusza zapragnie.

Narzędzia mam głównie od rodziny. Od babci mam kosę, siekierkę i metalową narzędziówkę po dziadku, pełną dziwnych starych kluczy i zardzewiałych kutych młotków i przecinaków. Mama też dorzuciła taczkę i kilka narzędzi ogrodniczych. Tata elektryk pozwolił opróżnić szafę w piwnicy, do której już kilka lat nie zaglądał. Brat załatwił profesjonalne naostrzenie podarowanych narzędzi i pomógł zorganizować sporo dobrej literatury. Drugi sprezentował piłę spalinową, która może głośna i mało ekologiczna, ale bardzo ułatwia większe prace pilarskie. Resztę zawdzięczamy wizytom na złomach oraz dobrym duszkom, którzy wspierają nasze działania w terenie i czasem przeczytają o tym jak nas wesprzeć.

Pieniądze. Są niepotrzebne jeśli chcemy żyć za darmo. My żyjemy jakby za półdarmo, więc swoje, małe, sączące się źródeko, mamy. Skąd? Hmmm... a no z wielu zmieniających się stron to płynie. W miarę stałymi i głównymi teraz są sprzedaż rzeczy już zbędnych na olx.pl oraz Samueli godziny poświęcone copywritingowi. Ostatnio też poprowadziliśmy warsztaty z zakresu permakultury i naturalnego ogrodnictwa, szczególnie z zakresu zakładania podniesionych grządek oraz uprawy współrzędnej. Latem sprzedajemy do skupu jabłka z sadu. Kiedy zbudujemy suszarnie słoneczną, będziemy mogli sprzedawać je w postaci suszonej, jak wiele innych owoców, ziół i grzybów.

Finansowo wspiera nas też rodzina i przyjaciele. Miła pani, zabrana z przystanku autobusowego do miasta, czasem wrzuci coś do samochodowej popielniczki. Może na OC, przegląd i konserwację auta nie starczy, ale dajemy radę i na te opłaty znaleźć sposób. Myków redukujących wydatki jest naprawdę wiele. W internecie sporo powstaje treści pod hasłem lifehack. Oszczędniej jest też pojechać z sąsiadem na zakupy do miasta, albo nawet kupić coś razem z jednego sklepu przez internet. Można wtedy podzielić koszty transportu. Warto też kupować hurtowo. Wtedy sprzedający daje niższą cenę jednostkową. Super jest też to, że wówczas nie płacimy za produkcję małych, często plastikowych opakowań, dla których ciężko znaleźć zastosowanie. Warto przyłączyć się lub samemu stworzyć grupę systematycznie spotykających się osób, najlepiej lokalnie. To jest Polska! Tutaj ktoś zawsze ma coś, skądś. W naszym regionie prężnie działa Pozytywne Podkarpacie. Grupa osób podobnie myślących, biorących sprawy w swoje ręce. Spotykają się regularnie, najczęściej na pracowniczych sobotach u jednej z osób. Spotkaniom towarzyszy ogromna wymiana wiedzy, energii i często wspólnych przysmaków, wypieków itp. Mieliśmy okazję uczestniczyć w jednej takiej sobocie, gdzie kilkunastu chłopa, w jedno popołudnie, przy ryku kilku pił spalinowych, przygotowało opału dla jednego domu na kilka lat. Wióry latały! Moc współdziałania czuło się na odległość aż miło.

Energia elektryczna i internet nie są niezbędne do przeżycia, ale bardzo je ułatwiają i pozwalają dzielić się naszym rajem z Wami. Naszą skromną instalację fotowoltaiczną opisałem tutaj. W skrócie mogę napisać, że korzystamy z urządzeń przystosowanych do niskiego napięcia 12V. Obecnie rynek oferuje cuda dla rozwiązań samochodowych, kempingowych czy dla łodzi. Dorzućmy do tego fakt życia w czasach, gdzie większość chce lepszy model, mamy idealną sytuację, gdzie rynek wypełniają całkiem dobre rzeczy za nie całkiem duże pieniądze. Już w mieście testowaliśmy na balkonie panel i urządzenia, których obecnie używamy tutaj. Więc jeśli masz możliwość zainstalowania niewielkiego 100W solara, to idealny krok w stronę ograniczenia opłat związanych z zakupem energii elektrycznej. Jeśli miałbym wrócić do życia w mieście i potrzebowałbym prądu, pewnie zapewniłbym go sobie sam. Bez rachunków. Pranie ręczne, podobnie jak zmywanie naczyń i inne z pozoru trywialne czynności, też mogą być świetnym ćwiczeniem dla ciała i ducha. Życie z ograniczoną ilością prądu wymaga sporej elastyczności, zaparcia i kreatywności. Oczywiście przydają się predyspozycje do majsterkowania, ale nie są niezbędne. Trzeba nadrabiać samozaparciem. Takie nasze elektryczne życie z 50Ah akumulatorem sprawia, że kiedy odwiedzamy miejsca, gdzie prąd jest nieograniczony w ilości, doceniamy go. Ja to nawet ostatnio czułem jego moc, obserwując wieczorne życie Warszawy. Ile w miastach idzie prądu! My pewnie zużywamy rocznie tyle, co w grudniu jedna rozpustna świąteczna dekoracja.

Doceniamy też szybki internet. Darmowy w hotspotach, środkach komunikacji i w ogóle wszędobylski. Najbliżej nam do biblioteki, do której nam się zdarza chodzić, aby wrzucić coś na bloga. My od kilku lat używamy darmowego mobilnego Aero2, również ze starym poczciwym tabletem :) Dzięki niemu mamy kontakt z Wami i możemy korzystać z tych wszystkich wymysłów cywilizacji, aby zdobywać wiedzę przydatną do ułatwiania sobie życia tutaj. Ostatnio dzięki kilku artykułom i filmom zgromadziłem, w krótkim czasie wystarczająco informacji, aby wykonać pierwsze trzonki do siekier. Czynność nietrywialna, więc satysfakcja większa. Szczególnie kiedy rąbią znakomicie.

Internet pozwolił nam zgromadzić masę wiedzy w postaci książek, filmów i zdjęć z tematyki szeroko pojętej permakultury, naturalnego ogrodnictwa, bio-budownictwa, ziołoznawstwa, samowystarczalności, zduństwa, survivalu, bushcraftu, pozyskiwania energii ze źródeł odnawialnych i wielu innych ciekawych dziedzin. Jest to ogromne źródło wiedzy, która może być wykorzystana w zacny sposób. Wszystko zależy od nas.

Nie mogę pominąć ogromnej pomocy sąsiadów, od których cały czas otrzymujemy wsparcie. Nie tylko materialne jak dzielenie się jedzeniem. Bardzo cenimy wspólne chwile, wiedzę i przytulanie :) WSPÓŁDZIAŁANIE i dzielenie się nadmiarem to super recepta na tańsze życie!

I nie omieszkam tu dodać jednego z moich ulubionych fragmentów tekstów Włochatego: "Kochaj swojego sąsiada to świat stanie się lepszy, a granice ulegną samozatarciu".

Jeśli spodobał się Tobie ten artykuł lub jego treść okazała się pomocna, rozważ proszę wsparcie rozwoju siedliska dzięki czemu zrealizujemy kolejne projekty, a ich opisy z fotorelacjami wylądują na łamach tego bloga. Uruchomiliśmy publiczną zbiórkę pieniędzy pod adresem: https://zrzutka.pl/8tryr6

Do miłego!

Drodzy Czytelnicy, 
Z powodu słabego łącza Internetowego, bardzo rzadko mamy okazję odpisywać na poniższe komentarze. 
Jeśli zależy Ci na szybszej odpowiedzi napisz maila, zadzwoń lub skontaktuj się z nami
przez naszą stronę na Facebooku.
bottom of page